Praca Zdalna: Jak odnalazłem Balans Dzięki Wynajęciu Biura
Jak wynajęcie biura pomogło mi w pracy zdalnej. Własne biuro pozwoliło mi znaleźć życiowy balans w byciu programistą oraz życiem prywatnym.
O ile dobrze pamiętam, to na stałe zdalnie zacząłem pracować w pod koniec stycznia 2020 roku. Chwilę przed covidami. Kawał czasu temu...
Przez pierwsze miesiące było niesamowite. Wcześniejsze jeden/dwa dni pracy zdalnej w tygodniu zamieniło się na full-remote. Nie musiałem wychodzić, nie musiałem zastanawiać się, w co się ubrać, brałem, co było w miarę ładnego pod ręką i biegłem do kuchni.
Miałem zwyczaj, że po przygotowaniu śniadania, otwierałem służbówkę i sprawdzałem, co tam się podziało od wczoraj. Miałem ogląd sytuacji, wiec siadałem do prywatnego, i coś tam sobie oglądałem, smacznie zajadając śniadanie. Na spokojnie, pomalutku wchodziłem w dzień. To wszystko w czasie gdzie wcześniej siedziałem w samochodzie i jechałem do biura.
Piękna sprawa.
I wtedy zaczęło być gorzej
Wydaje mi się, że po jakimś roku, coś w tych okolicach, zwiększało się u mnie poczucie tego, że nie chce mi się wychodzić z domu. Zacząłem unikać spotkań z ludźmi. Zamiast iść na miasto z żoną, wolałem zostać w domu i obejrzeć z nią film. Miałem swoje prywatne projekty, więc po robocie skupiałem się na nich. Masę czasu spędzałem na mieszkaniu.
I co ciekawe nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że zaczynam się na swój sposób zamykać. Gdy coraz bardziej rozumiałem, co jest tego powodem to na przełomie września/października 2021 roku zacząłem szukać rozwiązania. Uznałem, że mam dość pracy z jednego pomieszczenia, w którym dzieje się większość mojego życia (wtedy wynajmowaliśmy mieszkanie z sypialnią i salonem z aneksem kuchennym). Pracowałem w salonie, więc tam toczyło się moje życie zawodowe, tam realizowałem prywatne projekty, tam rozwijałem swoje hobby, spotykałem się z ludźmi, jadłem, oglądałem filmy.
Liczę, że wiesz, do czego zmierzam, wszystko w ramach kilkunastu metrów kwadratowych. Zaczęło się niezłe życiowe spaghetti. 🍝
Zmiany mój kolego, zmiany!
Podjąłem się szukania jakiegoś miejsca poza mieszkaniem. Czegoś gdzie będę w stanie robić swoje rzeczy, ale wymusi to na mnie wyjście z mieszkania. Biuro w firmie odpadało, bo było na drugim końcu miasta. Zresztą na ten moment zależało mi na przeniesieniu mojej działalności poza pracą. Zacząłem od dedykowanego miejsca w coworkingu.
Poszedłem na dzień testowy. I co? Dramat. Hałas, ciągłe odbierane telefonu przez ludzi obok, ktoś wciąż chodził obok mnie. Do tego cholernie drogo. Zacząłem szukać lokali pod wynajem.
Padło na biuro w starym budynku, ale dość schludnym za 330 zł netto + opłaty. Przeprowadziłem się, cholernie ciekawe doświadczenie.
Miałem swoje pierwsze w życiu własne biuro! Zazdro, nie? Wróciła chęć do pracy, pojawiła się dodatkowa energia, co było mi potrzebne, bo kilka miesięcy wcześniej zmieniłem pracę. Korzystałem z tego biura kilka miesięcy, od lutego tego roku (2022) wynajmuję już inne, bliżej centrum Krakowa.
Życiowy game changer
Nie wyobrażam sobie pracy z mieszkania. Świadomość bycia w moim sanktuarium, ze swoimi zabawkami jest porywająca i daje miłe uczucie, gdy wpadam tu codziennie.
I jasne, muszę się ubrać i spędzić trochę czasu w aucie, ale to, że muszę wyjść z domu DO PRACY działa na mnie dobrze. Oddzielam linią codzienne obowiązku w domu od życia zawodowego. Chociaż jak tak sobie myślę, to u mnie i tak to się przeplata, więc trochę naginam ten podział, ale mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi.
Za miesiąc minie rok, odkąd wynająłem swoje pierwsze biuro do pracy. I uwierz mi, nie żałuje tej decyzji. Mimo że koszty względem pierwszego wzrosły o kilka stówek.